Sceny z cellulitem w „Barbie” wywołują mieszane reakcje; oto dlaczego

Pamiętam, jak miałam około 7 lat i patrzyłam, jak moja babcia ze strony ojca się ubiera, kiedy zauważyłam, że jej uda są inne, wyboiste, w przeciwieństwie do nóg mojej mamy i na pewno nie przypominają nóg wszystkich moich lalek, w tym Barbie.

We wczesnym okresie dojrzewania zaczęto mi dokuczać z powodu moich ud o podobnym kształcie. Nie pamiętam, żeby rówieśnicy wyzywali mnie konkretnie za cellulit, ale szybko zinternalizowałam, że ten fizyczny atrybut był czymś, czego powinnam się głęboko wstydzić, choć nie było jasne dlaczego.

Nowy film „Barbie”, na który widzowie tłumnie przybywają do kin, nazywany jest „feministycznym filmem tego pokolenia” ze względu na poruszające przedstawienie tego, co to znaczy być kobietą w dzisiejszym świecie – ale narracja wokół cellulitu daje mi chwilę wytchnienia i nie jestem jedyna.

Barbie, grana przez Margot Robbie, jest przyzwyczajona do budzenia się bez skazy w idealnie różowej, plastelinowej Barbielandii dzień po dniu. Do czasu, gdy nagle zaczyna dręczyć ją człowieczeństwo, naznaczone myślami o śmierci, płaskostopiem i cellulitem. Dziwna Barbie (Kate McKinnon) mówi Barbie, że dziewczynka bawiąca się z nią w prawdziwym świecie rzutuje na nią swoje lęki, niepewność i smutek, co spowodowało rozdarcie między ich światami. Jedynym sposobem na naprawienie sytuacji jest udanie się do Los Angeles i znalezienie jej ludzkiego odpowiednika. A jeśli odmówi? Nadal będzie miała cellulit (cue audible gasp). Cała Barbielandia oferuje postaci Robbie miłe pożegnanie z banerem, który życzy jej powodzenia w jej misji, aby „nie dostała cellulitu”.

Ostatecznie Barbie decyduje się pozostać w prawdziwym świecie, zamiast wracać do utopijnej Barbielandii, a jej wybór sygnalizuje akceptację wszystkich rzeczy, które wiążą się z byciem człowiekiem, od starzenia się i smutku po wyboiste uda. Jasne jest, że reżyserka i scenarzystka Greta Gerwig ma na myśli to, że nasze człowieczeństwo czyni nas pięknymi – ze wszystkimi wadami.

Czytaj również  Vanessa Hudgens jest zmuszona odnieść się do spekulacji na temat ciąży - czy nadal to robimy?

Ogólnie rzecz biorąc, przesłanie to naprawdę rezonowało z widzami, a narracja o cellulicie została wyraźnie włączona, aby pomóc w osiągnięciu tego celu. Po obejrzeniu filmu niektórzy ludzie nawet napisali na Twitterze, że czują się bardziej dumni ze swojego cellulitu lub czują się z nim bardziej komfortowo niż kiedykolwiek wcześniej.

Ale dla innych coś w tym, że cellulit został nazwany w ten sposób, było po prostu… nie na miejscu. I przestarzałe, jak żart w powtórkach „Seksu w wielkim mieście”, na który nie możemy się powstrzymać, ale wzdrygamy się, ponieważ odzwierciedla on sposób myślenia, od którego przynajmniej częściowo odeszliśmy. (Na przykład, niedawno ponownie obejrzałem odcinek „Luck Be an Old Lady”, w którym Miranda jest niepewna swojego poporodowego tyłka, a Charlotte jest zdenerwowana ukończeniem 36 roku życia, dwóch „problemów”, które, ponad 20 lat później, nie postrzegam jako „rzeczy” – a przynajmniej nie tak bardzo – dla moich przyjaciół i mnie). To ma sens, że Barbie obawiałaby się tego odejścia od jej zwykle gładkiej skóry, ale nawet w żartach, obawianie się cellulitu do tego stopnia, że jest on wymieniany jako główny powód wyruszenia do prawdziwego świata – nawet bardziej niż „myśli o śmierci” – wydaje się, jak pisze jedna z użytkowniczek Twittera, „niezbyt… bardzo girlboss”.

Cellulit wydaje się być obsesją z przeszłości, czymś, co już uznaliśmy, nazwaliśmy i potępiliśmy, że jest to problem, który wymaga naprawy. Jest to coś, o co moja mama z pokolenia Boomer może nadal się martwić, ale moja 34-letnia siostra i ja nie myślimy już o tym dwa razy. Być może jako nastolatka robiłam wszystko, by za wszelką cenę ukryć swoje wyboiste uda i nieustannie wypowiadałam wojnę swojemu DNA, by schudnąć w wieku 20 lat, ale moja trzydziestka była wyzwalająca i coraz bardziej naznaczona samoakceptacją, dzięki terapii i dominującemu pragnieniu nadania priorytetu mojemu ogólnemu szczęściu i holistycznemu dobrostanowi.

Czytaj również  "Przestań komplementować moją utratę wagi, kiedy jestem najbardziej chory, jaki kiedykolwiek byłem"

Cieszę się, że moja osobista ewolucja w tej kwestii nastąpiła równolegle z rewolucją społeczną wokół niej. Wiele osób z pokolenia Z nawet nie zastanawiało się nad cellulitem – być może częściowo dzięki dzisiejszym ikonom urody, takim jak Lizzo, Iskra Lawrence i Beyoncé, które nonszalancko się nim obnoszą. Jeśli przeszliśmy do etapu, w którym akceptujemy cellulit jako NBD, nazywanie go wadą, której należy się obawiać, zanim będzie można go w pełni zaakceptować, sprawia, że wydaje się, że wciąż jesteśmy na pierwszym miejscu w tej konkretnej bitwie.

W mediach społecznościowych pojawiły się głosy, że ludzie nie wiedzieli nawet, czym jest cellulit, dopóki nie zobaczyli wzmianki o nim w „Barbie”. Z pewnością Gerwig nie miała zamiaru uczyć nikogo, kto nie był jeszcze uspołeczniony, by martwić się cellulitem, że jest to „problem”, którego należy się bać, ale mogło to mieć taki sam efekt.

Demonstrując rosnące człowieczeństwo Barbie, dlaczego nie wybrać płaskich włosów lub nierówności maszynki do golenia? A jeśli musiał to być cellulit, jak zauważyli różni ludzie w mediach społecznościowych, byłoby miło zatoczyć pełne koło. Przez wzgląd na wszystkie nastolatki, które, podobnie jak ja, wciąż są bezlitośnie prześladowane z powodu swojego ciała, i wszystkie dorosłe kobiety, które wciąż walczą o to, by pokochać skórę, w której się znajdują, żałuję, że nie było, jak zauważyła użytkowniczka Twittera o imieniu Rosie Thomas, „jeszcze jednej sceny … w której wyjaśniono, że cellulit nie jest wielką sprawą i ma go mnóstwo ludzi”.

W ostatniej scenie filmu widzimy, jak Barbie Robbie nosi różowe Birkenstocki, wyraźnie podkreślając swoje płaskostopie. Być może istnieje argument, że byłoby to zbyt oczywiste, ale nadal byłoby pomocne zobaczyć ją pewnie kołyszącą się w szortach lub spódnicy, która w pełni eksponuje jej dołeczki w udach.

Czytaj również  "Przestań komplementować moją utratę wagi, kiedy jestem najbardziej chory, jaki kiedykolwiek byłem"

To, co jednak otrzymaliśmy, to bardzo wyraźna ewolucja Barbie (oszałamiająco sportretowanej przez Robbie). Dowiaduje się, co to znaczy być samoświadomym, smutnym i pokonanym oraz zawsze czuć, że nie jest się mądrym, dobrze wyglądającym, odnoszącym sukcesy, wszystkim, czym powinno się być jednocześnie, zawsze, jako kobieta w prawdziwym świecie. Mimo to zdaje sobie sprawę, że bycie człowiekiem – ze wszystkimi komplikacjami, zmarszczkami, nierównościami i „dziwnymi, mrocznymi” myślami o śmiertelności – jest w rzeczywistości inspirujące i naprawdę wspaniałe.

Kilka dni po obejrzeniu filmu wciąż czuję się głęboko emocjonalnie związany z inspirującym pięknem bycia kobietą, człowiekiem i wadą. Wciąż prześladuje mnie scena, w której Barbie zaczyna wkraczać w swoje człowieczeństwo, spotyka starszą kobietę, której Barbie nie może pomóc, ale zauważa, że jest „taka piękna”.

Jako ktoś, kto dorastał w poczuciu, że odziedziczenie cellulitu po babci było przekleństwem, nie jestem zachwycony, że żarty na ten temat wciąż pojawiają się na ekranie. Ale teraz, w wieku prawie 40 lat, zdaję sobie sprawę, że jedną z największych rzeczy, na jakie mogłabym mieć nadzieję, byłoby bycie taką jak moja babcia, która żyła zdrowo i szczęśliwie do 90-tki.

Barbie i Ken chodzą na pilates: oto jak obsada „Barbie” trenowała do filmuŹródło zdjęcia: Warner Bros. Pictures