Odejście od zegara biologicznego pomogło mi zaakceptować samotność jako Latynoska

Jest takie hiszpańskie przysłowie, które moja abuela zawsze recytowała, gdy dorastałam: „Mejor sola que mal acompañada”. Oznacza to, że lepiej być samemu niż w złym towarzystwie – czyli w toksycznym związku. To powiedzenie pozostało ze mną przez całą moją dorosłość. To głos w mojej głowie, który dzwoni głośno za każdym razem, gdy spotykam się z kimś i zaczynam natychmiast zauważać czerwone flagi; wspierało mnie to w byciu ostrożnym i selektywnym randkowiczem.

W wieku 37 lat jestem samotna, bezdzietna i prawdopodobnie najszczęśliwsza w życiu. Moim największym lękiem nigdy nie była samotność – to uczucie samotności w związku z niewłaściwą osobą. Ale choć byłem ostrożny, nie zawsze czułem się wzmocniony, jeśli chodzi o randki i samotność. To dlatego, że przez lata brałam pod uwagę mój „zegar biologiczny”. Jest to narracja, która każe kobietom wierzyć, że nasze ciała są tykającymi bombami zegarowymi z ograniczoną ilością czasu na znalezienie partnera, zawarcie małżeństwa i posiadanie dzieci.

W przeciwieństwie do większości Latynosek, które znam, miałam szczęście dorastać w rodzinie, która nigdy nie naciskała na mnie ani na żadne z mojego rodzeństwa, byśmy wyszły za mąż lub zostały rodzicami. Oboje moi rodzice ukończyli studia. Mój ojciec jest dentystą, a moja mama była technologiem medycznym w szpitalu, zanim zrezygnowała z tego, aby zostać mamą w domu przez 10 lat. Wraz z wiekiem stało się jasne, że moja mama borykała się z frustracjami jako wykształcona w college’u mama pozostająca w domu – coś, czego moi latynoscy rówieśnicy, którzy dorastali z samotnymi matkami żonglującymi dwiema lub trzema pracami, nie mogli zrozumieć. Pomimo posiadania kochającego męża i trójki dzieci, które kochała, moja mama tęskniła za swoją karierą i wyrażała mi to za każdym razem, gdy przynosiłam do domu złą ocenę lub w połowie odrabiałam pracę domową.

Wyjaśniła, że dla większości kobiet bycie mamą pozostającą w domu to za mało – i nie myliła się, czując się w ten sposób. Badania pokazują, że amerykańskie gospodynie domowe w latach 50-tych, 60-tych i 70-tych często doświadczały niepokoju, depresji i ogólnego niezadowolenia z życia.

Moja mama podkreślała, jak ważne jest, aby kobiety miały własną karierę, własne pieniądze i niezależność, niezależnie od tego, czy wyjdą za mąż, czy nie. Nigdy o tym nie zapomniałam.

Ale to, na co moja dominikańska mama – która poznała mojego tatę, gdy miała zaledwie 17 lat – nie przygotowała mnie, to okrutne podwójne standardy, które istnieją w heteroseksualnym świecie randek. Nigdy nie martwiłam się o zegar biologiczny, gdy miałam 20 lat. Byłam tak pewna, że wyjdę za mąż przed trzydziestką, że nigdy nie poświęciłam czasu na zastanowienie się, czy chcę zostać mamą. Przez prawie całe moje 20 lat – od 19 do 28 – byłam w długoterminowym, zaangażowanym związku. Nawet się zaręczyliśmy i zamieszkaliśmy razem. Ale przez ostatnie dwa lata tego związku czułam się wyjątkowo niespełniona. Przez większość naszego związku nie wykazywałam żadnego zainteresowania dziećmi, a nawet mówiłam, że nie wyobrażam sobie siebie w roli mamy, ale on zawsze odpowiadał: „Zmienisz zdanie, gdy zegar biologiczny zacznie tykać”. Nigdy mu nie uwierzyłam, aż w końcu zakończyłam związek w wieku 28 lat.

Czytaj również  Dlaczego za mało latynoskich gwiazd akceptuje samotność?

Chociaż wiedziałam, że zerwanie z nim było jedną z najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek podjęłam, wszyscy w moim życiu – z wyjątkiem moich rodziców – nieustannie przypominali mi, że zegar oficjalnie tyka, a po „zmarnowaniu dziewięciu lat życia” muszę się pospieszyć i znaleźć kogoś, za kogo mogłabym wyjść za mąż, aby nie przegapić okazji do zostania mamą.

Oczywiście wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale zegar biologiczny to tak naprawdę niedawny wynalazek, którego początki sięgają artykułu w Washington Post z 1978 roku zatytułowanego „The Clock Is Ticking For the Career Woman”. Po raz pierwszy fraza ta była powszechnie używana i wykonała niezwykłą pracę, aby zmusić kobiety kariery do poczucia, że zaniedbują to, co od dzieciństwa wychowywano nas w przekonaniu, że naszym głównym obowiązkiem jako kobiet i właścicielek macicy jest zostanie mamą. Oczywiście biologicznie trudniej jest zajść w ciążę po 35. roku życia. Ale to, o czym tutaj mówię, to społecznie narzucony harmonogram, kiedy kobiety powinny wyjść za mąż i mieć dzieci.

W wieku 28 lat, mimo że nigdy nie wykazywałam oznak macierzyństwa, uległam presji społecznej i postanowiłam dać sobie dwa lata na niezobowiązujące randki. Po dziewięcioletnim związku, który pod koniec stał się toksyczny, nie było mowy, bym chciała wchodzić w poważną relację. Na początku było fajnie. Ale gdy zbliżała się trzydziestka, zaczęłam odczuwać presję. Widziałam niepokój, jakiego doświadczały moje koleżanki, zwłaszcza Latynoski w moim życiu, które miały ponad 30 lat i nie miały środków na zamrożenie jajeczek. Większość z nich miała samotne matki błagające o wnuki, więc radziły sobie z biologiczną paniką, wchodząc na wszystkie aplikacje randkowe i planując wiele randek w tygodniu. „To gra liczbowa”, mówili mi.

Niechętnie dołączyłam do aplikacji i zaczęłam chodzić na randki. Ale chociaż tak wielu facetów, z którymi się spotykałam, wyglądało świetnie na papierze (odnoszący sukcesy zawodowe, skoncentrowani na karierze, stabilni finansowo, dobrze podróżujący, kulturalni, postępowi i podobno chcący się ustatkować), zawsze czegoś mi brakowało – za każdym razem. Albo dowiadywałam się, że byli o wiele bardziej mizoginistyczni, niż się reklamowali, albo problematycznie mieli coś do Latynosek, albo po prostu nie byli tak inteligentni, zabawni, ambitni lub interesujący, jak początkowo myślałam.

Nigdy nie szukałam ideału. Szukałam kogoś, z kim mogłabym być w pełni sobą. Kogoś, z kim mógłbym się śmiać, z kim dzieliłbym podstawowe wartości i kogo nadal mógłbym nazywać ziomkiem. Dorastanie w dominikańskim domu, w którym moi rodzice nie tylko się kochali i szanowali, ale także byli najlepszymi przyjaciółmi, ustanowiło dla mnie bardzo wysoki standard.

Ale zegar tykał, a czas leciał. Przeszedłem od bycia singlem w wieku 28 lat do wciąż nie znalezienia „mojej osoby” w wieku 30 lat. Zanim się obejrzałam, wciąż byłam singielką w wieku 31, 32, 33 lat, a gdy osiągnęłam 34 lata, zaczęłam panikować. Za każdym razem, gdy musiałam z kimś kończyć, ogarniało mnie uczucie rozpaczy. Czułam, że nie mam kontroli nad moimi celami, by pewnego dnia wyjść za mąż i zostać mamą.

Czytaj również  Dlaczego za mało latynoskich gwiazd akceptuje samotność?

Tymczasem mężczyźni, z którymi się umawiałam, zawsze wydawali się tacy zrelaksowani, jeśli chodzi o randkowanie. Nie byli na osi czasu i nie spieszyli się. Nie musiałam być dla nich tą jedyną. Jeśli chodzi o ich płodność, mieli cały czas na świecie. Zaczęłam im naprawdę zazdrościć.

Byłam tak bardzo zaniepokojona zbliżającym się 35 rokiem życia i byciem singielką, że w miesiącach poprzedzających ten moment zaczęłam mocno rozważać zamrożenie moich jajeczek. Zaczęłam jednak zastanawiać się, czy w ogóle chcę zostać mamą. Czy chciałam poświęcić swoje życie opiece nad inną istotą ludzką, czy też pragnęłam życia w wolności, które głównie obracało się wokół moich celów i tego, jak chciałam przeżyć kolejne kilkadziesiąt lat? Odpowiedź brzmiała: to drugie.

Chociaż w tamtym czasie wciąż istniała niewielka część mnie, która była otwarta na posiadanie dzieci z odpowiednim partnerem, jeśli nie wiązałoby się to z koniecznością poddania się leczeniu lub planowaniu płodności, w końcu poczułam się całkowicie komfortowo z tym, że to się w ogóle nie wydarzy. Brak dzieci stał się moim preferowanym wyborem i stylem życia. Kiedy doszedłem do tego odkrycia, wszystko zaczęło się dla mnie zmieniać. Przestałem się wstydzić bycia singlem. Nie czułem się już jak nieudacznik na wszystkich moich dużych rodzinnych spotkaniach lub wśród przyjaciół moich rodziców, którzy wszyscy mieli wnuki. Zamiast tego zaczęłam wcielać się w tę fajną, pewną siebie karierowiczkę, która zawsze podróżowała i zawsze miała do opowiedzenia zabawną historię o celebrycie, którego spotkałam lub z którym przeprowadziłam wywiad.

Gdy moja energia się zmieniła, zmieniła się też energia ludzi wokół mnie. Przestałam odczuwać ogromną presję, by być partnerką i zamiast tego zaczęłam umawiać się na randki we własnym tempie. Zaczęłam umawiać się na randki tylko wtedy, gdy spotkałam kogoś, kim byłam naprawdę zainteresowana i przestałam traktować ich jak potencjalnych mężów. Nie tylko zaczęłam przyciągać mężczyzn, którzy naprawdę lubili mnie dla mnie samej, ale dzięki temu moje relacje były o wiele silniejsze. Randki nie miały już na celu znalezienia mojego przyszłego męża; zamiast tego chodziło o odkrywanie prawdziwych więzi.

W tym roku przeszłam od 80-procentowego braku chęci posiadania dzieci do o wiele bardziej podekscytowanego pomysłu ich nieposiadania. Wyobrażam sobie siebie z taką samą wolnością, jaką mam dzisiaj, przez następne kilkadziesiąt lat mojego życia. Wyobrażam sobie siebie robiącego to, co kocham i podróżującego po świecie z przyjaciółmi, a ostatecznie z potencjalnym partnerem życiowym.

Wciąż doświadczam wielu ludzi – mężczyzn i kobiet – rzutujących na mnie swoje poglądy na temat tego, jak ich zdaniem powinnam żyć. Częściowo dlatego zatrudniłam Marie Ragonę, certyfikowaną terapeutkę seksualną i doradcę ds. związków, aby porozmawiać o oczekiwaniach dotyczących seksu i randek.

Czytaj również  Dlaczego za mało latynoskich gwiazd akceptuje samotność?

W czasie, gdy pracowałyśmy razem, Ragona potwierdziła moje pragnienie, by nie być mamą i zapewniła mnie, że utrzymywanie wysokich standardów jest sekretem poczucia siły w randkowaniu, niezależnie od tego, czy chcę mieć dzieci, czy nie.

„Społeczeństwo postrzega kobiety heteroseksualne posiadające dzieci i męża – jakiegokolwiek męża – jako ostateczny cel, księżniczkę Disneya naszej młodości, która dostaje swoje „długo i szczęśliwie”, ponieważ jedynym celem był książę” – powiedziała mi niedawno. „Wiele współczesnych kobiet nie postrzega już małżeństwa i dzieci jako zakończenia, ponieważ życie może być i jest czymś więcej. Nie można być silnym, pozwalając innym dokonywać znaczących wyborów za ciebie. Najbardziej wzmacniającym wyborem, jakiego może dokonać samotna osoba, jest posiadanie wysokich standardów”.

Przysłowie, które Abuela nieustannie mi powtarzała: „Mejor sola que mal acompañada”, rozbrzmiewało coraz głośniej w mojej głowie, gdy kontynuowałam pracę nad poczuciem własnej wartości. Nie czuję się już winna ani nie żałuję, że zakończyłam związek z mężczyzną, o którym wiem, że do mnie nie pasuje, a za każdym razem, gdy ktoś zarzuca mi, że jestem „zbyt wybredna” lub samolubna, bo nie chcę mieć dzieci, Ragona zapewnia mnie, że to tylko projekcja.

„Ludzie często nie rozumieją innych, którzy myślą inaczej niż oni sami. To temat wielu [ moich] sesji” – powiedziała mi. „Kiedy nie jesteśmy uczeni kwestionowania naszych własnych przekonań, religii, stylów życia, orientacji, płci, ról itp., tracimy zdolność do bycia ciekawymi, rozumienia siebie nawzajem i dostrzegania mnóstwa możliwości nawiązywania kontaktów”.

Pozbycie się zegara biologicznego przyniosło mi wiele spokoju. Pozwoliło mi to płynąć i być obecną, zamiast z niepokojem próbować kontrolować swoją przyszłość i ludzi wokół mnie. Nie czuję się już całkowicie zdruzgotana ani zawstydzona byciem singielką po trzydziestce. Wręcz przeciwnie, cieszę się tym – rozumiejąc, że pewnego dnia prawdopodobnie podzielę się z kimś swoim życiem. A nawet jeśli tak się nie stanie, nadal będę w porządku, ponieważ chcę mieć partnera, ale go nie potrzebuję. To zasadnicza różnica.

Chociaż zdaję sobie sprawę, że pod wieloma względami mam o wiele łatwiej niż samotne kobiety po trzydziestce, które chcą mieć dzieci, mam jedną radę, którą chciałbym zaoferować wszystkim kobietom, niezależnie od tego, czy chcą być matkami, czy nie. Chodzi o to, że życie jest przyjemniejsze, gdy cieszymy się jazdą, zamiast skupiać się na tym, jaki chcemy mieć wynik. To, co jest dla ciebie, nigdy cię nie minie, a jeśli tak się stanie, być może nie była to ścieżka, na którą miałeś wejść. Proszę mi zaufać.

Źródło zdjęcia: Getty / LoveTheWind Peter Dazeley / Design by Keila Gonzalez