Jak „senna” ucieczka na niemiecką wieś doprowadziła do powstania najodważniejszego jak dotąd albumu Vagabon

Źródło zdjęcia: Ace Amir

Vagabon chciała, aby jej nowy album „Sorry I Haven’t Callled” przyniósł ludziom ulgę po kilku ciężkich latach. W tym celu artystka, która naprawdę nazywa się Laetitia Tamko, postanowiła wycofać się ze świata, aby go napisać.

„Mam przyjaciół, którzy mieszkają w Niemczech i powiedzieli mi o tym domu na wsi w Niemczech. Będąc marzycielką, którą jestem, pomyślałam: „Hmm, widzę siebie w domu na wsi w Niemczech. To brzmi fajnie”” – mówi fafaq. „Aby usiąść i stworzyć album – nagrałam tylko trzy albumy, ale wydaje się, że zawsze zaczyna się od małej bryłki marzycielskiej rzeczy, która może rozpalić mój ogień”.

Strategia zadziałała, a odosobnienie rozpaliło jej kreatywność. Rezultatem jest jej najbardziej elektryczny, ekspansywny album.

Vagabon wkroczyła na scenę indie z albumem „Infinite Worlds” z 2017 roku, a następnie w 2019 roku wydała dobrze przyjęty projekt pod własnym tytułem. Ale kilka lat po pandemii, podobnie jak wielu ludzi na całym świecie, miała wiele do przemyślenia.

„Bardzo się zmieniłam jako osoba, tak jak my wszyscy w tym czasie, ale szczególnie dużo żalu” – mówi. Ale cały smutek i cierpienie, które charakteryzowały ten moment w czasie, zainspirowały ją do obrania nowego kierunku w muzyce. W tym przerażającym momencie chciała, aby jej praca wywołała „katharsis i radość” – mówi.

Aby wyczarować pracę, która mogłaby dokonać tego rodzaju alchemii, Vagabon zwróciła się ku muzyce tanecznej. „Naprawdę chciałam bawić się tańcem, jednocześnie tworząc album, na którym można słuchać słów i mieć nadzieję, że wiele z nich zrozumiemy lub poczujemy z nimi pokrewieństwo” – mówi. Produktem jest album pełen miodowych dźwięków, błyszczących rytmów i bogatych instrumentów. Zarówno słodko-gorzki, jak i euforyczny, łączy sprzeczności, aby pokryć pełne spektrum emocji.

„Doświadczenie osobistego smutku w moim własnym życiu naprawdę dało mi poczucie pilności tego, co chciałem zrobić z moją muzyką, a było to doświadczenie katharsis i radości”.

W „Sorry I Haven’t Called” jest też chłód, poczucie porzucenia i luzu, które Vagabon rozpoznaje w sobie, a także w swojej nowej muzyce. „Czuję się bardziej pewna siebie niż kiedykolwiek wcześniej… Myślę, że odnalazłam również pewność siebie w moim głosie, co jest naprawdę miłe do zaprezentowania” – mówi. Na „Sorry I Haven’t Called” prezentuje zupełnie nowe wymiary wokalne, pozwalając, by jej głos stał się większy i silniejszy.

Czytaj również  Miley Cyrus wyda nową piosenkę i specjalny program telewizyjny "O pierwszych 30 latach mojego życia"

Wiodący singiel „Can I Talk My Sh*t?” jest doskonałym przykładem jej nowo odkrytej pewności siebie – chodzi o to, by nie bać się mówić tego, co chce się powiedzieć i opuścić imprezę, kiedy chce się ją opuścić. To samo dotyczy „Autobahn”, który opowiada o „bezprawnej autostradzie w Niemczech, gdzie nie było ograniczeń prędkości”, mówi, wspominając sposób, w jaki piosenka po prostu wylała się z niej pewnego dnia. „Samochód wciąż jest włączony. Pojadę tam, gdzie mi to służy”, śpiewa w utworze, wyraźnie proklamując własną autonomię.

Chociaż album powstał z miejsca izolacji i odosobnienia, jest bardzo mocno związany ze społecznością i współpracą. Na przykład „Autobahn” został napisany z przyjacielem i chociaż Vagabon produkuje większość swojej własnej pracy, po ukończeniu albumu spotkała producenta i członka Vampire Weekend, Rostama Batmanglija, który pomógł jej dodać wykończenia i nowe linie instrumentalne. W poszukiwaniu inspiracji podczas całego projektu słuchała również dużo muzyki brazylijskiej, a także zespołów Lamp i Mid-Air Thief, jak mówi, z Frankiem Oceanem zawsze w „ciągłej rotacji”.

Rezultatem jest album, który jest nieco odporny na kategoryzację. Czasami pojawiają się akcenty Phoebe Bridgers, innym razem echa Oceana, ale w większości przypadków brzmienie jest całkowicie jej własne. Podczas gdy „Sorry I Haven’t Called” jest znacznie bardziej tanecznym, eksperymentalnym albumem niż jej inne prace, jej wczesne brzmienie – które doprowadziło do tego, że została nazwana artystką indie rockową – narodziło się z jej zaangażowania w rozwijającą się scenę indie w Nowym Jorku na początku 2010 roku.

„Po prostu znalazłam w Nowym Jorku społeczność innych artystów, którzy byli na studiach, tak jak ja” – mówi o czasach, kiedy dopiero zaczynała. „Organizowaliśmy własne domowe koncerty i było to po prostu nastawienie społeczności. Nikt tak naprawdę nie myślał, że to będzie praca. Czuję się szczęściarą, że natknęłam się na naprawdę wspaniałą społeczność artystów, z których wielu jest teraz gwiazdami indie”.

Czytaj również  15 piosenek o zimie, które przygotują Państwa na tę porę roku

Na przykład zagrała swój pierwszy koncert u boku nikogo innego jak sprawdzonej gwiazdy indie Mitski. „Zagraliśmy razem koncert w czyjejś kuchni na piętrze w Silent Barn dla może 15 osób siedzących na podłodze. Zachwycała się mną. Mitski jest jedną z moich najbliższych osób” – mówi Vagabon. Pamięta, jak grała w nieczynnych już miejscach, takich jak Shea Stadium, z takimi zespołami jak Japanese Breakfast i Florist, a także skrzyżowała ścieżki z komikami, takimi jak Jaboukie i Patti Harrison. „Chodziło o budowanie społeczności. Wszyscy razem dorastaliśmy… Rozmawiamy o tym do dziś” – mówi. „Byliśmy razem dziećmi i to sprawia, że czujemy się czysto”.

Mając korzenie w scenie DIY, opartej na społeczności, oparte na metrykach wyznaczniki sukcesu, takie jak nagrody czy listy przebojów, wydają się odległe. „Swój pierwszy album nagrałam w sypialni w domu, umieściłam go na Bandcampie i, o dziwo, ludzie go usłyszeli. Wychodząc z tego etosu, myślę, że trudno jest nawet uwierzyć, że listy przebojów Billboardu mogą być czymś takim” – mówi. „Moje oczekiwania wobec siebie są teraz być może nieco nietypowe… Czuję się prawie tak, jakby wraz z tymi latami nastąpiło niemal zmycie moich osobistych oczekiwań, by podążać liniową drogą.”

„Czuję się szczęśliwy, że natknąłem się na naprawdę wspaniałą społeczność artystów, z których wielu jest teraz niezależnymi gwiazdami”.

Zamiast podążać za dopaminą wirusowości, skupiła się na budowaniu bazy fanów skupionej wokół prawdziwej więzi, a ten lojalny fundament bywalców koncertów i kupujących winyle utrzymał ją przez lata. Ale nawet tak konsekwentna społeczność fanów jak Vagabon jest rzadkością w niestabilnym przemyśle muzycznym.

„Oczywiście chciałabym, aby warunki dla artystów były lepsze i mniej wyzyskujące w całej branży” – mówi, powołując się na strajki SAG-AFTRA i WGA. Zauważa, że ujawniają one fakt, że wielu pracujących aktorów i scenarzystów wciąż walczy o zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb – i oczywiście dotyczy to również muzyków.

Czytaj również  Selena Gomez ujawnia, że Disney prawie przekazał jej przebój "Who Says" innemu artyście

Ostatecznie widzi ona świat, w którym wielu artystów, a nie tylko kilka gwiazd, może mieć owocne, pełnoetatowe kariery twórcze. „Myślę, że ważne jest, aby prowadzić takie rozmowy, aby ludzie wiedzieli, że w sztuce może istnieć zrównoważony rozwój poza górnym jednym procentem” – mówi. „Moglibyśmy to zrobić”.

Na razie nie może się doczekać, aby przynieść trochę radości swojej własnej społeczności zwolenników podczas trasy koncertowej. Dorastała śpiewając muzykę gospel w kościele w dzieciństwie w Kamerunie i to zainspirowało ją do rozpoczęcia grania własnej muzyki. Nadal uwielbia sposób, w jaki muzyka może łączyć ludzi w duchu czegoś większego, nawet jeśli tylko na krótką chwilę.

„Naprawdę lubię obcować z muzyką. Chcę widzieć te pokoje pełne, chcę widzieć, jak się poruszają i pękają w szwach od dobrze bawiących się ludzi” – mówi. „To będzie najwspanialsza rzecz, jaką mogę z tego otrzymać”.

„Sorry I Haven’t Callled” ukaże się 15 września.

Victoria Monét o walce po porodzie i wejściu w erę „Level-Up” z „Jaguar II”